GRECKIE WAKACJE (KRETA) EMERYTÓW Z LUBELSZCZYZNY

  • Drukuj

13 – 20.09.2017r.

  

    W dość pochmurny wrześniowy dzień, 13 września 2017r. wyruszyliśmy grupą 46 osobową na południe Europy, konkretnie na grecką Kretę. Niektórzy twierdzą, że 13 przynosi pecha, ale to tylko przesądy. Wszystko się udało. Najpierw wyjazd strażackim autokarem do Świdnika na lotnisko. Lot minął szybko w przyjemnej atmosferze.         

    Wylądowaliśmy w Heraklionie, stolicy wyspy. Po wyjściu z samolotu uderzyło nas gorące powietrze, ciepły, dość silny wiatr, a my ubrani byliśmy w kurtki. Od razu zrobiło się gorąco. Z lotniska autokarem wyruszyliśmy do Eloundy, celu naszej podróży. Z okien autokaru oglądaliśmy Kretę. Co od razu zwróciło naszą uwagę? Przede wszystkim góry, jakże inne od naszych, polskich. Nagie, bez zielonych drzew, jedynie jakieś karłowe oliwki na nich rosną i do tego wszechobecny brązowy kolor. Trawy sterczące i suche, to znak, że dawno nie widziały deszczu. Jak się później okazało deszcz na Krecie pada wczesną wiosną i późną jesienią. Poza tym susza i upał. Pierwszego dnia zaproszono nas na wieczór grecki. Młodzi ludzie w ludowych strojach pokazali nam typowe greckie tańce. Było na co popatrzeć! Wykonali też klasyczną Zorbę, a na zakończenie i nas porwali do tańca.

    Piękna, słoneczna pogoda, wysokie temperatury sprzyjały amatorom opalania i kąpieli. Można też było korzystać z basenów znajdujących się przy hotelu.

    Elounda to niewielkie miasteczko położone wśród gór nad zatoką Mirabello. Przepiękny krajobraz i niesamowity widok na zatokę sprawia, że turystyka rozwinęła się tu bardzo dynamicznie. Może też poszczycić się dużą liczbą hoteli o najwyższych standardach. Tu wypoczywają znamienici goście z całej Grecji oraz z całego świata: artyści, politycy, rosyjscy biznesmeni. Nasz hotel znajdował się w pewnej odległości od centrum miasteczka, dlatego mieliśmy do wyboru albo udać się pieszo lub pojechać taksówką. Spacerowaliśmy dość wąskimi uliczkami, podziwiając piękne krajobrazy, robiąc drobne zakupy (były to głównie pamiątki).

   Zwiedzaliśmy również Agios Nikolaos. Miasteczko zaliczane jest do najpiękniejszych na Krecie i porównywane do francuskiego Saint – Tropez. Rozciąga się wokół niewielkiego malowniczego jeziorka słodkowodnego, które połączone jest z morzem kanałem. Jezioro oraz port otoczone są licznymi kawiarniami, barami, sklepikami zachęcającymi do zakupów. Przyjemnie było pospacerować deptakiem i rozkoszować się śródziemnomorską aurą.

    Niezapomnianych wrażeń dostarczyła nam wycieczka na Santorini. Na tę wulkaniczną wyspę wyruszyliśmy z Heraklionu wodolotem. Po 2 – godzinnym rejsie stanęliśmy na lądzie. Następnie krętą drogą autokarem w górę wyspy. Miasteczka położone są na szczycie wulkanicznej góry, a w dole rozciągają się pola uprawne, winnice, a z obu stron widać morze. Najpierw zatrzymaliśmy się w miasteczku o nazwie Oia, następnie udaliśmy się do Thiry, stolicy wyspy. Widoki były niesamowite. Biało – niebieska kraina,  w górze błękit nieba, a w dole wody. Niewielkie białe domki, z szafirowymi lub niebieskimi bramkami, okienkami, drzwiami, wijącymi się wąskimi uliczkami i niezliczoną ilością kościółków pokrytych niebieskimi kopułami. W dole piękne zatoczki z białymi statkami, żaglówkami i niebieska woda. Do tego żar, który lał się z nieba. Pospacerowaliśmy ulicą Złotą w Thirze, gdzie znajduje się mnóstwo sklepów jubilerskich. Niestety mogliśmy tylko popatrzeć, gdyż ceny przyprawiają o zawrót głowy. Santorini znane jest z produkcji dwóch gatunków win: wytrawnego białego oraz słodkiego deserowego. Można było popróbować w jednym ze sklepików. Wyspa słynie z turystyki, więc jest niezliczona ilość hoteli, sklepików, galerii, restauracyjek. Ale wszystko tu jest miniaturowe! Oszczędność miejsca widoczna na każdym kroku! Jedynie ceny wysokie! Na zakończenie naszego pobytu na wyspie zaliczyliśmy krótki pobyt na czarnej wulkanicznej plaży. Niektórzy się zdążyli wykapać, inni po prostu odpocząć.

     Ostatniego dnia przed powrotem do Polski wybraliśmy się na wycieczkę na Spinalongę. To niewielka wyspa znajdująca się w odległości około 5 km od centrum Eloundy. Wyspa choć pięknie położona i malownicza ma bardzo ponurą historię. To wyspa trędowatych. Grecy, aby pozbyć się Turków, zaczęli wysyłać na wyspę ludzi chorych na trąd. Do dyspozycji chorych najpierw oddano koszary dawnej fortecy weneckiej. Dzisiaj są to tylko ruiny, ale mieszkańcy wyspy żyli tu normalnie i stworzyli swoje miasteczko. Przeniesieni tu chorzy starali się , aby ich codzienność jak najbardziej przypominała zwykłe życie. Zajmowali się małymi ogródkami, drzewkami oliwnymi oraz nielicznymi zwierzętami. Z czasem warunki na wyspie stały się bardziej ludzkie, pojawił się szpital oraz lazaret dla najciężej chorych. Powstały małe warsztaty, zakład fryzjerski, kafeterie. Do momentu wynalezienia leków na trąd, rejs na wyspę odbywał się tylko w jedną stronę bez możliwości powrotu. Dlatego  w tym miejscu tworzyli nowe związki, na przekór strasznej chorobie. Dzieci rodzące się na Spinalondze, jeśli były zdrowe, były po przebadaniu natychmiast zabierane i wywożone na Kretę. Ostatni trędowaci opuścili wyspę w 1960r., zaś 5 lat później wyjechał ostatni ksiądz.

    Następnego dnia wcześnie rano ruszyliśmy w drogę powrotną. Wszyscy uznaliśmy nasz pobyt za bardzo udany. Piękna pogoda, błękitne niebo bez ani jednej chmurki, słońce, plaża i piękne niebieskie morze, dobry hotel z licznymi atrakcjami. Jednym słowem greckie wakacje na Krecie były udane.

tekst : Krystyna Deneka