KRYNICA – UZDROWISKO

  • Drukuj

KRYNICA – UZDROWISKO

 

W roku którym Jaki budował w stolicy,

jedziemy się leczyć do Górskiej Krynicy.

Zjechali się wszyscy, jak który potrafił,

byleby bezpiecznie, no i każdy trafił.

 

Pierwszy był nasz Prezes, bo holował grupę,

zabrał z sobą Lidkę, no i miał swą (do rymu).

Ja z Krzyśkiem z Radzynia z Opolem przybyłem,

fajne towarzystwo w drodze nic nie piłem,

 

bo siedziała z boku prezes od trzeźwości

i mówiła, nie pij, bo połamiesz kości.

Mogłem zdrowia nie pić gdyby "incognito",

ale trzeba było, bo Marzenki pito.

 

Dobrze, że dziewczyna tylko włos zmieniła,

i swej serdeczności wcale nie straciła.

Znaczy to lecznictwo pożarnikom  służy,

znoszą bardzo dobrze trudności w podróży.

 

Aby zapamiętać, bo idzie amnezja,

nasze sanatorium ma nazwę „SILESIA”.

Niech jeszcze przypomnę, że w stołówce Szwecja,

możesz czuć się teraz jak dawniej „ubecja”.

 

Po obiedzie spacer, zwiedzamy Krynicę,

wieczorem ognisko – wolałbym kwaśnicę.

Ale przedtem trzeba spotkać Nikifora,

no i na Kiepurę też jest dobra pora.

 

Jeszcze kupić wodę Jana i Józefa,

słuchać opowieści przewodników szefa.

Chłop jest elokwentny- dobre ma gadanie,

"może zrobić fotkę Panowie i Panie?."

 

Dobrze szło się z góry ale czas powrotu,

to drogą pod górę- wymagała potu.

No a po kolacji wyruszamy w góry,

zagrzać się przy ogniu góralskiej kultury.

 

Na ognisku tylko kiełbaska się grzeje,

kapela przygrywa, pewnie się poleje.

Wysyłamy Krzyśka niech kiełbasę grzeje,

On jej nie przyniesie - do góralki zwieje.

 

Z którą będzie dziarsko wywijać hołubce,

a my bez zakąski, tak jak gołodupce.

Kapela nam grała, śpiewał jak kto może,

mnóstwo żartów było- tak częściej daj Boże.

 

Kończymy biesiadę, wracamy na swoje,

Prezes część zaprosił na swoje pokoje.

Zbyszkowi Kiepura w nocy się przypomniał,

chciał arię zaśpiewać, prezes Go upomniał.

 

I tak w wielkiej ciszy kończąc sumowanie,

idziemy w swe łoża na wielkie chrapanie.

Rano wstawać trzeba i iść na zabiegi,

one nam pomogą, lub będziem lebiegi.

 

Pączuś mi pokazał, a ja Wam wykraczę,

jak to wyglądają sanatoryjni posuwacze.

Wspomnieć nie omieszkam taka maja rola,

że świetnie się trzyma Janek i Mariola.

 

Cieszę się gdy widzę kwartet z Zamojszczyzny,

w postać trzech dziewczyn, jednego mężczyzny.

Takiemu to dobrze, zewsząd pomoc płynie,

ale uważajcie bo moc jest w Grażynie.

 

Podobny przypadek lecz w mniejszym zakresie,

ma kolega Mietek w obsługi biznesie.

Ale chłop w porządku wozi swoje panie,

umie zameldować idąc na śniadanie.

 

Zapoznałem Waldka, jest to człek stateczny,

do tego myśliwy, dla innych serdeczny.

Produkuje krówki, jedną próbowałem,

zwą go cukiernikiem, żony nie poznałem.

 

Chociaż wiem to która, no i zwie się Stasia.

wiele nie straciła nie znając Adasia.

W zapoznaniu małżeństw jestem strasznie marny,

ale wiem którzy to Grażyna i Krzysztof Czarny.

 

Jest od dawna z nami Gabriel i Danusia,

Jego dobrze słychać, żoneczka jak trusia.

Apel do Gabrysia taki tu zanoszę,

zapisz się do chóru o to Ciebie proszę.

 

Mógłbyś i ze Zbyszkiem śpiewać piękne arie,

ja bym Wam tez pomógł, nie byłoby marnie.

Wzięlibyśmy jeszcze Józka łęczyńskiego,

On by nam zaśpiewał marsza weselnego.

 

Józek cicho siedzi bo żoneczka z boku,

gdyby jej nie było pieśń szła by w natłoku.

Krzysztof z Urzędowa, mam go za sąsiada,

Ewa żona Jego czasami zagada.

 

Chociaż On basenem często jest zajęty,

ciągnie z sobą Ewę, wie że nikt nie święty.

Wiem coś o Zygmuncie ale nie od Zosi,

że miał dobry trunek, tylko nie zaprosił.

 

Marek co w Karczmiskach nie robi hałasu,

ze swoja Renatką nie marnują czasu.

Leszek oraz Ewa znani mi z Sopotu,

wierni turystyce pomimo kłopotu.

 

Taką parę trzeba szanować specjalnie ,

za cholerę nie wiesz na kogo coś spadnie.

Znam też parę singli Zbyszka i Konrada,

chłopy jeszcze młode, każda z nimi gada.

 

Józek ten co brodę ma prawie do pasa,

w tej kwestii najlepszy, każdego zakasa.

Śpi razem z Krzysztofem, ten to nie ma brody,

za nim nie nadążysz taki chłop ma chody.

 

Koszulka pod krawat i już nie ma Krzycha,

gdzie chodzi nikt nie wie i czym chłop oddycha.

Tańcor z niego przedni nawet discopola,

niech się chłop zabawi taka jego rola.

 

Są jeszcze kobietki z samego Lublina,

z imienia wymienię Lidka, Ela i Lucyna.

Chodzą bezszelestnie, prawie ich nie słychać,

widać przyjechały tutaj pooddychać.

 

Innych nie poznałem nie było okazji,

jednak mam nadzieję, że mi są przyjaźni.

W środę jeździliśmy do bliskiej Słowacji,

w siarce ciało moczyć w ramach demokracji.

 

Moczył jak kto umiał i jakie miał zdrowie,

dobrze nam tam było, każdy tak odpowie.

A po drodze jeszcze do sklepu wpadliśmy,

wszelkiej "potrawiny" tam nakupiliśmy.

 

Teraz trzeba będzie targać to do domu,

i się zastanawiać komu dać to ,komu?.

Do samego piątku słońce nam świeciło,

później chmury wyszły, lecz wciąż było miło.

 

Zabiegi pobrane, wypite napoje,

czas do domu wracać gdzie królestwo swoje.

Jeśli obraziłem wybaczenia proszę,

ja pieśń zakończyłem i się już wynoszę.

 

Jeszcze tylko apel do Staszka wygłoszę

szykuj nam następny w ich imieniu proszę.!!!

Krynica 20.10.2018
Adam Maluga